Podejmując decyzje dotyczące rzeczy tak ważnych, jak kraj emigracji, bierze się pod uwagę różne składowe. Suma doświadczeń życiowych jest taka, że dobrze sprawdzić system polityczny, dostęp do mediów, realia finansowe, prawa pracownicze, możliwości spędzania czasu wolnego. Przede wszystkim myśli się jednak o stylu życia, który panuje w wybranym kraju.
Jaki więc styl życia panuje w Kalabrii?
Ogólna wyjebka na wszystko, czy to na śmieci, czy standardy pracy w sklepach. Miejsca oficjalnie czynne do 13 potrafią się zamykać o 12:30. Jak się coś ma otwierać o 16, to może się nie udać przed 17. W godzinach pracy sklepu właściciel chodzi na kawkę i ze świecą go szukać. Dobrze, biorę. Po dwóch latach w Warszawie, perspektywa pracy w ten sposób bardzo mi się podobała.
Jedynym problemem okazało się to, że moje życie wcale nie tak miało wyglądać.
Jaki więc styl życia panuje w Kalabrii?
Ogólna wyjebka na wszystko, czy to na śmieci, czy standardy pracy w sklepach. Miejsca oficjalnie czynne do 13 potrafią się zamykać o 12:30. Jak się coś ma otwierać o 16, to może się nie udać przed 17. W godzinach pracy sklepu właściciel chodzi na kawkę i ze świecą go szukać. Dobrze, biorę. Po dwóch latach w Warszawie, perspektywa pracy w ten sposób bardzo mi się podobała.
Jedynym problemem okazało się to, że moje życie wcale nie tak miało wyglądać.
Jak więc wyglądała moja egzystencja? Ogólny stres, przeładowanie, permanentne zmęczenie i praca do nocy, nierzadko od rana cztery dni w tygodniu. Od stycznia 2021 roku - już absolutnie każdego dnia.
Wypada jednak zacząć od początku...
Gdy pod koniec września otrzymałem swój grafik, to nieco się zdziwiłem: nie był on pełen. Dostałem nawet trzy razy ten sam kurs, a cztery razy w tygodniu dorosłych do 21:10 lub 21:15. Ponieważ jednak nie musiałem być w szkole przed 15, to wydawało się to uczciwym interesem. W piątki kończyłem o 17:50. Zapytany o to, czy jest mi z czymś takim wygodnie, odparłem, że tak, że może być. Nawet dwugodzinne przerwy między grupami nie wydawały się przesadnie złe. Myślałem sobie, że najwyżej będę wtedy robił jakąś papierologię, czy inne wydruki – tak sobie to racjonalizowałem.
Na początku października mój plan zajęć dość szybko wzbogacił się o kolejne pozycje, które dość wydatnie wydłużały mój czas pobytu w szkole. Był to ostatni raz kiedy zapytano mnie, czy podoba mi się aranżacja mojego gułagu. Powiedziałem, że już mniej, bo mam strasznie dużo przerw i że jest to właściwie koniec mojej wydolności i wyznacza granicę, poza którą jestem wprawdzie w stanie odbywać fizycznie zajęcia, ale jakość zacznie być losowa. Potem tego głupiego pytania już nie zadawano, bo odpowiedź była oczywista.
Zatyraliście mnie na śmierć, a potem jeszcze trochę dalej.
Wypada jednak zacząć od początku...
Gdy pod koniec września otrzymałem swój grafik, to nieco się zdziwiłem: nie był on pełen. Dostałem nawet trzy razy ten sam kurs, a cztery razy w tygodniu dorosłych do 21:10 lub 21:15. Ponieważ jednak nie musiałem być w szkole przed 15, to wydawało się to uczciwym interesem. W piątki kończyłem o 17:50. Zapytany o to, czy jest mi z czymś takim wygodnie, odparłem, że tak, że może być. Nawet dwugodzinne przerwy między grupami nie wydawały się przesadnie złe. Myślałem sobie, że najwyżej będę wtedy robił jakąś papierologię, czy inne wydruki – tak sobie to racjonalizowałem.
Na początku października mój plan zajęć dość szybko wzbogacił się o kolejne pozycje, które dość wydatnie wydłużały mój czas pobytu w szkole. Był to ostatni raz kiedy zapytano mnie, czy podoba mi się aranżacja mojego gułagu. Powiedziałem, że już mniej, bo mam strasznie dużo przerw i że jest to właściwie koniec mojej wydolności i wyznacza granicę, poza którą jestem wprawdzie w stanie odbywać fizycznie zajęcia, ale jakość zacznie być losowa. Potem tego głupiego pytania już nie zadawano, bo odpowiedź była oczywista.
Zatyraliście mnie na śmierć, a potem jeszcze trochę dalej.
Przerobiłem już w swej karierze dziwne plany zajęć. Wokół nawet najokropniejszego układu godzin da się ułożyć sobie życie pod warunkiem, że jest stały.
Oto jak stałe były moje plany we Włoszech:
Oto jak stałe były moje plany we Włoszech:
- w listopadzie zaczynałem w piątki o 10 rano (po skończeniu czwartku o 21:15). Jednak pod koniec miesiąca grupa zmieniła godziny zajęć i trafiła do innej nauczycielki. Znaczy stryj wie, co się wydarzyło, może nie chcieli Polaczka i dlatego poszło do Amerykanki. Nie wiem, ja ich już nie miałem.
- w grudniu moje środy zaczynały się o 12 i trwały do 21:10. Po wtorku kończącym się o 21:15.
- w styczniu środy się skróciły, ale za to moje piątki wydłużono do 20:30. Zaczynały się one o 12:05.
Ostatnią rzeczą, jakiej nastolatki pragną, jest więcej lekcji. Angielskiego, chińskiego, matematyki, innego gówna, które akurat w danej chwili zostanie zdefiniowane jako rozwojowe i perspektywiczne przez ich nauczycieli i/lub rodziców, a także – nie zapominajmy! – rynek pracy. Zdrowy psychicznie nastolatek chce iść opierdolić wino, spalić bata i obmacać rówieśnika-rówieśniczkę w analogicznym wieku. Ostatnią rzeczą, której się pragnie mając czternaście lat, jest więcej angielskiego w piątkowy wieczór. Niestety, ja byłem ich więcej angielskiego. Zostawanie twarzą katowania tych nieszczęsnych ludzi po nocach było, jest i na zawsze pozostanie na końcu mojej listy życzeń. Uczenie dorosłych, którzy sami wybierają sobie taki czas zabaw, to jedna sprawa. Wiadomo, że często będą styrani, wiadomo, że często będą się gubić w wielu miejscach, ale to ich decyzja. Nastolatkom nie pozwala się powiedzieć niczego i zmusza się ich do uczestnictwa w tak idiotycznych gigach, jak piątkowy angielski do nocy. Szkoda, że nie do świtu. Zapytałem w pewnym momencie mojego dyrektora:
- Czy puściłbyś kurs dla nastolatków w takich godzinach, gdyby odbywał się on w klasie?
- Nie.
- To czemu puściliście go on-line?
Pandemia. Pieniądz. Stul ryj. Wyrażone w cywilizowanych słowach.
Logiki zdrowia psychicznego ucznia (o nauczycielach nawet nie żartuję) w tym całym misternym układzie nie uwzględniono. Zresztą nie byłem jedynym, który dostał takie coś - uznano, że młodzież może spędzić w podobny sposób też inne wieczory w tygodniu. Suma doświadczeń nauczania jest przecież taka, że czternastolatek cudownie łapie matematykę o 20, a historię to nawet o 21. Tyle, że nie, ale jakie to ma znaczenie, gdy idzie o transfer pieniędzy z budżetu szkoły państwowej do prywatnej?
- Czy puściłbyś kurs dla nastolatków w takich godzinach, gdyby odbywał się on w klasie?
- Nie.
- To czemu puściliście go on-line?
Pandemia. Pieniądz. Stul ryj. Wyrażone w cywilizowanych słowach.
Logiki zdrowia psychicznego ucznia (o nauczycielach nawet nie żartuję) w tym całym misternym układzie nie uwzględniono. Zresztą nie byłem jedynym, który dostał takie coś - uznano, że młodzież może spędzić w podobny sposób też inne wieczory w tygodniu. Suma doświadczeń nauczania jest przecież taka, że czternastolatek cudownie łapie matematykę o 20, a historię to nawet o 21. Tyle, że nie, ale jakie to ma znaczenie, gdy idzie o transfer pieniędzy z budżetu szkoły państwowej do prywatnej?
Dzięki moim rozkładom jazdy szanse na życie towarzyskie w tygodniu spadły do zera – jeszcze do końca 2020 roku mogłem się czasem z kimś spotkać w piątkowy wieczór. Ba, nawet moje szanse na zrobienie zakupów po pracy spadły do zera, bo sklepy w Reggio zamykają się najpóźniej o 21, ale raczej o 20:30. Z domu nie wolno wychodzić między 22 a 5 rano, więc po zakończeniu zajęć mogłem jedynie poczłapać do snu. Gdybym nie miał żony, to nie wiem, co bym jadł. Gdy zaczyna się pracę o 12:25 to trudno mówić, że ma się jakiś cudownie wyluzowany poranek. Siedzisz i czekasz, aż trzeba będzie wyjść. Jeżeli miałem początek o 15, to jeszcze przynajmniej dało się parę godzin odpocząć, gdzieś się przejść, odpalić film albo porobić sobie implanty w Cyberpunku, ale to też układ dnia daleki od idealnego.
Zasadnym jest pytanie, czy wszyscy pracownicy musieli zmagać się z takimi trudnościami. Ależ nie, radość kończenia każdego dnia po 20-21 zarezerwowano jedynie dla mnie. Niektórzy mieli tę nieprzyjemność dwa razy w tygodniu, według mej wiedzy drugie miejsce na podium miało trzy późne wieczory (ale miał internet i robił to z własnego salonu). Byli i tacy, którzy dostali dużo poranków i dzięki temu mogli spędzić wieczór nieco normalniej. Nie mówię, że to jest bajka, gdy zasuwasz od 10 do 17, niemniej jednak zaręczam, że inaczej wygląda jakość czasu wolnego przy takim układzie godzin, niż przy moim, nierzadko definiowanym jako 12-21. Zresztą nikt się ze mną nie kłócił: każdy życzliwy nauczyciel, z którym doszedłem do etapu zaprzyjaźnienia, mówił, że mój plan zajęć jest najgorszym jaki widział i w życiu by go nie zamienił ze swoim.
Zasadnym jest pytanie, czy wszyscy pracownicy musieli zmagać się z takimi trudnościami. Ależ nie, radość kończenia każdego dnia po 20-21 zarezerwowano jedynie dla mnie. Niektórzy mieli tę nieprzyjemność dwa razy w tygodniu, według mej wiedzy drugie miejsce na podium miało trzy późne wieczory (ale miał internet i robił to z własnego salonu). Byli i tacy, którzy dostali dużo poranków i dzięki temu mogli spędzić wieczór nieco normalniej. Nie mówię, że to jest bajka, gdy zasuwasz od 10 do 17, niemniej jednak zaręczam, że inaczej wygląda jakość czasu wolnego przy takim układzie godzin, niż przy moim, nierzadko definiowanym jako 12-21. Zresztą nikt się ze mną nie kłócił: każdy życzliwy nauczyciel, z którym doszedłem do etapu zaprzyjaźnienia, mówił, że mój plan zajęć jest najgorszym jaki widział i w życiu by go nie zamienił ze swoim.
Kwestię stałości planu zajęć skutecznie dezorganizowały tzw. SOS-y. Idea chwalebna: jeżeli uczeń sobie nie radzi, to dostaje indywidualny czas z nauczycielem, żeby nadgonić materiał. Sprawy nie mają się najgorzej, gdy dostajesz własnego ucznia – znasz kurs i wiesz z czym on/a sobie nie daje rady. Problemem jest SOS z uczniem z innej grupy. Wówczas to piszesz do nauczyciela tej nieszczęsnej duszy z prośbą o informację, co też masz zrobić. Czekasz na odpowiedź (bo może ten nauczyciel właśnie robi SOS z innym uczniem) i przygotowujesz, co też tam może pomóc albo przynajmniej nie zaszkodzić. SOS-y nie wywoływały w nas wielkiej radości, podobnie i w uczniach. Jeżeli akurat zdarzyło się, że miałeś trochę mniej lekcji, to zaczynałeś żyć w strachu, że dostaniesz SOS. Szkoła wychodziła z założenia, że skoro ci płacą i że skoro można pokazać klientowi, że się o niego dba, to czemu nie? Pozwolić nauczycielowi być przez tydzień nieco odciążonym? Jakieś komusze pomysły! Masz SOS-y!
Mój plan zajęć zmieniał się nierzadko z tygodnia na tydzień, ale jeszcze lepiej było, gdy zmieniał się z dnia na dzień. Kroplą, która przelała moją tamę goryczy, był pewien czwartek, gdy o godzinie 22 przysłano mi wiadomość, że następnego dnia zmieniają mi lekcje. O 23 przyszła kolejna wiadomość, co też wymyślili. Wtedy coś we mnie jebło z łoskotem.
Mój plan zajęć zmieniał się nierzadko z tygodnia na tydzień, ale jeszcze lepiej było, gdy zmieniał się z dnia na dzień. Kroplą, która przelała moją tamę goryczy, był pewien czwartek, gdy o godzinie 22 przysłano mi wiadomość, że następnego dnia zmieniają mi lekcje. O 23 przyszła kolejna wiadomość, co też wymyślili. Wtedy coś we mnie jebło z łoskotem.
Ktoś mógłby pomyśleć, że siedziałem nad mailem i czekałem na te wiadomości. Takiego chuja! Moja szkoła wymyśliła, że każdy pracownik musi zainstalować sobie na telefonie szkolną appkę. Gdy jeden z kolegów podważył to, dowiedział się, że warunkiem pracy w tym przybytku jest posiadanie aplikacji. O ile przez pierwsze miesiące raczej się hamowali, to od początku 2021 roku zacząłem otrzymywać hektary wiadomości wyskakujących mi na ekranie. Zmiany planu lekcji zawsze tak działały, że walono ci nimi w telefon. Prawo do bycia offline nie istniało dla tej placówki. Zawsze jesteś w pracy. Wiadomości o 9 rano, wiadomości w ciągu dnia. Gdy podniosłem ten problem, to dowiedziałem się, że dobrze wyłączyć komputer po 21. Tak, tylko wyłączenie telefonu jest współcześnie nieco trudniejsze, bo np. moja matka ma czasem fantazję zadzwonić do mnie, a ja nawet lubię odebrać.
Po otrzymaniu zmian w planie pracy poczekałem do rana, bo myślałem, że może się uspokoję, bo przecież pandemia, bo przecież da się żyć w tej robocie. Nie uspokoiłem się i doszedłem do wniosku, że da się egzystować, ale żyć się nie da. Napisałem wiadomość, w której podniosłem kwestie tego, że to nie będzie tak dalej wyglądało. Jeżeli chcą mi zmienić zajęcia, to nie, nie wystarczy przysłać informację o 23, że zmieniają i chuj, baw się dobrze. Że zmiana godzin lekcji sprawiła, że nie mogłem zjeść sobie lunchu z Aligatorem, a tak się jakoś składa, że Aligator jest bardzo ważną składową mojej egzystencji. Że nie życzę sobie, żeby odbierano mi przyjemności takie jak spędzanie czasu z żoną. Załączyłem do tego całą listę żali o to, w jak gównianym mieszkaniu żyję, że jest nam zimno, nie mamy internetu, a często-gęsto i wody.
Po otrzymaniu zmian w planie pracy poczekałem do rana, bo myślałem, że może się uspokoję, bo przecież pandemia, bo przecież da się żyć w tej robocie. Nie uspokoiłem się i doszedłem do wniosku, że da się egzystować, ale żyć się nie da. Napisałem wiadomość, w której podniosłem kwestie tego, że to nie będzie tak dalej wyglądało. Jeżeli chcą mi zmienić zajęcia, to nie, nie wystarczy przysłać informację o 23, że zmieniają i chuj, baw się dobrze. Że zmiana godzin lekcji sprawiła, że nie mogłem zjeść sobie lunchu z Aligatorem, a tak się jakoś składa, że Aligator jest bardzo ważną składową mojej egzystencji. Że nie życzę sobie, żeby odbierano mi przyjemności takie jak spędzanie czasu z żoną. Załączyłem do tego całą listę żali o to, w jak gównianym mieszkaniu żyję, że jest nam zimno, nie mamy internetu, a często-gęsto i wody.
Uhonorowano mnie rozmową z dyrektorem. Coś mi mówiło, że wiele to nie da, ale oczywiście ją odbyłem.
Ogólnie spotkałem się z pełnym zrozumieniem i informacją, że nic się nie zmieni. Że coś popatrzy na jakieś małe udogodnienia, ale mam się nie nastawiać na drastyczny skok jakości życia. W telegraficznym skrócie: że jak mi się nie podoba, to mam spierdalać.
Ogólnie odpowiedziałem, że poczekam, ale że mi się nie podoba i że raczej stąd spierdalam.
Daliście mi fatalne warunki życia, za które niemało płacę, żeby zrobić dobrze znajomemu od wynajmu. Daliście mi fatalny grafik, żeby zrobić dobrze sobie, szkołom publicznym i uczniom.
Jakie ja tu mam mieć radości w życiu?
Z jaką perspektywą mam oczekiwać kolejnego tygodnia?
Jak pisał mistrz Sołżenicyn:
A w ogóle, to zrozumcie nareszcie - i powiedzcie tam wyżej k o m u n a l e ż y, że jesteście mocni tylko o tyle, o ile zabieracie ludziom n i e w s z y s t k o. Człowiek, któremu zabraliście w s z y s t k o, już wam nie podlega, już znowu jest wolny.
Aleksander Sołżenicyn, „Krąg pierwszy"
Ogólnie spotkałem się z pełnym zrozumieniem i informacją, że nic się nie zmieni. Że coś popatrzy na jakieś małe udogodnienia, ale mam się nie nastawiać na drastyczny skok jakości życia. W telegraficznym skrócie: że jak mi się nie podoba, to mam spierdalać.
Ogólnie odpowiedziałem, że poczekam, ale że mi się nie podoba i że raczej stąd spierdalam.
Daliście mi fatalne warunki życia, za które niemało płacę, żeby zrobić dobrze znajomemu od wynajmu. Daliście mi fatalny grafik, żeby zrobić dobrze sobie, szkołom publicznym i uczniom.
Jakie ja tu mam mieć radości w życiu?
Z jaką perspektywą mam oczekiwać kolejnego tygodnia?
Jak pisał mistrz Sołżenicyn:
A w ogóle, to zrozumcie nareszcie - i powiedzcie tam wyżej k o m u n a l e ż y, że jesteście mocni tylko o tyle, o ile zabieracie ludziom n i e w s z y s t k o. Człowiek, któremu zabraliście w s z y s t k o, już wam nie podlega, już znowu jest wolny.
Aleksander Sołżenicyn, „Krąg pierwszy"