Xinjiang nie odpuszcza. Tak, to ten region ze złymi muzułmanami. Jak muzułmanie, to wiadomo, że terroryści. Co prawda obok naszej szkoły muzułmanie robią fajny makaron, ale pewnie to tylko kwestia czasu, zanim wrzucą do niego wąglika.
Dopiero co był w Xinjiangu pan prezydent z wizytą, a na stacji kolejowej w Urumqi wysadził się zamachowiec, zabijając przy tym trzech policjantów. Wydarzyło się to w chińskie święto narodowe - Pierwszego Maja! Oglądaliśmy niedawno w telewizji program o Xinjiangu, pokazano ludzi w ładnych strojach etnicznych, grających na fajnych instrumentach i bardzo ładnie tańczących. Ba, nawet w gazetce dla młodzieży publikują list dziewczynki o tym, że jest z Xinjiangu i jest stuprocentową Chinką, która bardzo kocha swój kraj. Widocznie zamachowiec nie czytał tego listu i nie wiedział o tym, że jest Chińczykiem.
0 Comments
Są chwile, gdy Chińczycy potrafią człowieka wprowadzić w podziw. Panu w Syczuanie szef nie chciał zapłacić. Chłop się poirytował, pomyślał i...
Zamówił do mieszkania przełożonego ponad 1130 kaczątek! O dziwo, kurier je dostarczył i to na koszt odbiorcy! Nie wiadomo, czy pracownik odzyskał 3000 RMB których się domagał, ale policja ukarała go jedynie zwrotem kosztów za przesyłkę i stówką kuai za to, że parę ptaków nie przeżyło tej przygody. Za tyle to aż się chce, sam mam parę adresów dokąd chętnie bym wysłał taką przesyłkę. Jak skomentował mój chiński kolega: stare przysłowie głosi, że gdy zagonisz psa za bardzo do kąta, to wtedy przeskoczy przez ścianę. Właśnie z takim zjawiskiem mieliśmy tutaj do czynienia. Niemal każdy odwiedzający Chiny prędzej czy później ujrzy grupki tańczące wieczorami, nierzadko też porankami. Składają się one zazwyczaj ze starszych kobiet, które przygrywają sobie nutę z przenośnego magnetofonu (taśmy w Chinach jeszcze całkiem nie poległy) i radośnie się gibają. Widok jest wielce pocieszny, zazwyczaj spotkania odbywają się tuż po zmroku i trwają około godziny.
Jednak grupa pań z Wenzhou przejęła na własność główny plac miasta, a ich tańce trwały często do tak zwanych późnych godzin wieczornych, by powrócić o wczesnych godzinach porannych (dokładnie o szóstej). Szeroko rozumiani sąsiedzi mieli serdecznie dosyć, zwłaszcza ludzie pracujący na nocną zmianę. Próbowano się ich pozbyć rzucając w nie odchodami, strzelając na postrach i szczując psami (to rzucanie odchodami, to musiało być piękne...). Nie udawało się, starowniki wracały z uporem godnym lepszej sprawy. Sprawa była coraz poważniejsza, nieruchomości przyległe do placu straciły znacznie na wartości, ludzie dzieci wysyłali na wieś, żeby te mogły się uczyć. W końcu mieszkańcy uznali, że trzeba sięgnąć po ostateczną broń: kupili głośniki o wiele potężniejsze od tych należących do starowinek. Podobno takie, których normalnie używa się w trakcie zamieszek i klęsk żywiołowych. Kosztowały ich 260 tysięcy RMB (130 tysięcy PLN), ale zrobili ściepę i uważają, że się opłaciło. Obecnie wygrywają, chociaż wewnętrzny głos podpowiada, że nie rozwiązało to problemu ciszy i chodzenia spać o ludzkiej godzinie. Fajne były do tego komentarze: obecne starowinki zapewne były niegdyś siłą napędową Rewolucji Kulturalnej, więc nie ma się co dziwić, że to hołota najgorszego pokroju. Jaki kraj, taki bin Laden
Wszyscy wiemy, jak irytujące potrafią być kontrole bezpieczeństwa na lotniskach, ile potrafią trwać i jak bardzo nasila się ta paranoja po każdym akcie terrorystycznym (np. w Kunming). Nie wiedział chyba o tym pan, który pewnego dnia chciał lecieć z pekińskiego lotniska. Gdy w końcu nadeszła jego kolej, był tak poirytowany błyskotliwymi pytaniami i poleceniami obsługi, iż powiedział, że może jeszcze ściągnąć gacie, bo schował sobie w dupie bombę. Pracownicy lotniska chyba mu uwierzyli, bo kolejne pięc dni spędził w lotniskowym areszcie. Jeżeli jego irytacja wywołana była pośpiechem, to dzięki ochronie dopiero nieźle się spóźnił. Ciekawa jest podstawa prawna tego zatrzymania: poświadczenie nieprawdy. Dosłownie rzecz ujmując: Fikcyjny fakt niepokojący przestrzeń publiczną (oryginał angielski - Fictitious Facts Disturbing Public Places). Ich troje Zapewne wszystkie szkoły w Chinach zakazują uczniom zakochiwania się, ale w Fujian się nie udało, zakaz został złamany i to grupowo! Dwie dziewczynki, Li i Liu, zakochały się w Chenie. Ponieważ sprawa nie chciała się sama rozwiązać, cała trójka umówiła się na moście, by problem omówić. Dziewczynki kłóciły się tak zawzięcie, że chłop nie wytrzymał i rzucił się z mostu. Chcąc udowodnić swą miłość, Li skoczyła za nim. Liu postanowiła nie być gorsza i też rzuciła się w toń. Całą trójkę szczęśliwie odłowiła policja. Rodzina na swoim 260 tysięcy RMB kary dostała kobieta, która pozwoliła sobie na dość ciekawą przygodę matrymonialną: wzięła ślub z wujem swego byłego męża. Sprawa jest skomplikowana: pan i pani się rozwiedli, ale jakoś tak się życie złożyło, że pani znowu zaszła z nim w ciążę. W takiej sytuacji powinna albo usunąć, albo zapłacić dość solidną karę. Postanowiła przechytrzyć system, wzięła ślub z wujem małżonka i zadeklarowała, że dziecko jest jego autorstwa. Bohaterscy urzędnicy wykryli jednak ten niesamowity przekręt i wlepili wspomniane 260 tysięcy RMB kary. Szanse na ściągnięcie tego z pani oceniam nisko. Gdyby miała, to by pewnie po ludzku zapłaciła za prawo posiadania drugiego dziecka. Zastanawia, czy opcją jest dokonanie aborcji w jakimś -nastym trymestrze. W Nankinie miało miejsce wydarzenie, które w mniej wyrobionych osobach może wzbudzić pewne zaskoczenie, choć w Polakach raczej nie. Sam z kolegą to kiedyś odwaliłem, tyle że bez sprzętu, za to z dwoma promilami w wydychanym.
W jednej ze świątyń znajduje się studzienka, do której wierni wrzucają pieniądze i życzą sobie, żeby im się powiodło. Pewnej nocy mnisi obsługujący tę placówkę zobaczyli pana, który zrobił sobie magnes na sznurku i spokojnie łowił skarby. Wspólnie ze strażnikami rzucili się w pogoń za niecodziennym rybakiem. Pana zgubiła zachłanność, nie chciał porzucić swego łupu, który ważył tyle, że bez większych problemów go dogonili i obezwładnili. W sumie ciekawe, czy jest na to paragraf, teoretycznie nie jest to kradzież, bo przecież ludzie wcześniej się tych pieniędzy dobrowolnie pozbyli. Jako że Chiny są oficjalnie ateistyczne, bluźnierstwo nie wchodzi w grę... To akurat bardziej podpada pod płacz niż śmiech: na jednej ze stacji metra w Shenzhen kobieta straciła przytomność. Powiadomiono służby i policję, ale dotarcie na miejsce zajęło im prawie godzinę. Przez 50 minut nikt jej nie chciał pomóc. Gdy służby w końcu przybyły, było już za późno, umarła. Pocieszające jest to, że wiele osób natłukło pani zdjęć, są nawet filmiki o tym, że leży.
Nie jest to pierwszy, zapewne też nie ostatni taki przypadek. O tym się dowiadujemy, bo pani była młoda i pracowała w IBM, więc trochę jakby bardziej żal niż kogoś całkiem wiekowego. Wykładnia prawna jest jasna: jeżeli komuś pomagasz, to znaczy, że ty mu zrobiłeś krzywdę. Potem rodzina tej osoby przeciągnie cię przez wszystkie możliwe sądy i zapłacisz fortunę. Panią należy dopisać do długiej listy ofiar tej żelaznej, humanitarnej logiki. Wyjaśnia to nieco specyficzną rolę rodziny w chińskiej mentalności: jeżeli nie masz przy sobie żadnych krewniaków lub najbliższych przyjaciół, to nikt obcy ci nie pomoże. Dlatego ludzie są tacy mili dla swoich i nie chcą za daleko od krewnych uciekać. W Chinach dramatycznie brakuje kobiet. Szacuje się, że na 100 pań w wieku odpowiednim do zamążpójścia przypada 120 mężczyzn. W regionie nie brakuje jednak biedniejszych krajów, więc Chińczycy nierzadko importują żony. Chyba najpopularniejszym źródłem jest Wietnam. Tak właśnie zrobił pewien pan z Huang Shan (‘Żółta góra’), mieścinie słynącej własnie z (nie będzie niespodzianki) Żółtej Góry.
Niestety, coś nie zagrało, z panią się ciągle żarli, w końcu postanowili się rozstać. Zmierzali samochodem w stronę lotniska w Hefei, z którego pani miała polecieć do swojej ojczyzny, gdy pokłócili się po raz kolejny. Chłop wysadził małżonkę przy drodze - bez pieniędzy, bez rzeczy, bez dokumentów - i kazał sobie iść, jak jest taka mądra. Pani poszła i tak ją spotkała policja. Niestety, początkowo nie mogli się dogadać, poszło dopiero mieszanką chińskiego i angielskiego. Stróże prawa zadumali się, zrobiło im się przykro, postanowili pomóc kobiecie. Odwieźli ją więc... ...do domu małżonka. Po pierwsze, działo się to wszystko w naszej ulubionej prowincji, czyli Anhui. Po drugie, wierzymy, że wkrótce będzie powtórka i znowu przeczytamy, że policja spotkała Wietnamkę bez dokumentów na poboczu autostrady. Najlepszą historią świata o obciętym przyrodzeniu pozostaje ta z Zębu, gdy pijany góral postanowił zrobić na złość żonie i obciął sobie przyjaciela, po czym wywalił go w snieżne zaspy przy domu. Ta jednak zajmie miejsce drugie.
Pan powiedział małżonce, że chciałby się rozwieść. Chwilę po tym oświadczeniu żona wrzuciła mu tabletki nasenne do picia. Czas jego głębokiego snu został przez nią wykorzystany, by odciąć mu przyrodzenie, a potem spuścić je w toalecie. Pani poszła siedzieć, pan do szpitala. Powiedział, że nadal chce rozwodu, ponieważ małżonka jest zaborczo zazdrosna. Jakże mógłby mu ktoś uwierzyć po czymś takim... I że zdania nie zmienił, doprawdy, dziwne! Żonie jednak udało się wyjść za kaucją. Znowu zamieszkali razem. Pan znowu został poddany podobnej kuracji jak poprzednio. Gdy się obudził, nie miał już niczego. Będzie musiał oddawać mocz na siedząco. Przy architekturze większości tutejszych toalet, to może mieć problem. Szczególnie cieszy nas, że wydarzyło się to w Anhui, naszej ulubionej chińskiej prowincji. Chińskie zoo muszą mieć bardzo dziwne feng shui. Już kiedyś wspominaliśmy o panu, który pogryzł pandę. Jeszcze wyżej poprzeczkę absurdu zawiesił jeden z odwiedzających zoo w Chengdu. Pan Yang Jinhai wskoczył na wybieg dla tygrysów bengalskich. Nie był jednak nieuzbrojony, wziął ze sobą torbę ryżu. Ba, co więcej próbował rozdrażnić tygrysy, strojąc do nich głupie miny. Jeden go nawet trochę potarmosił, ale obsłudze udało się odgonić zwierzęta, a bohatera w podartych na dupie spodniach wyciągnąć. Pojawiły się głosy, że mogła to być próba samobójcza - wrażliwy mieszkaniec Chengdu tłumaczył, że było mu żal tygrysów, które nie mogą żyć pełnią swego życia w zoo, dlatego postanowił się im ofiarować. Chyba głupszego sposobu na pożegnanie się ze światem nie da się wymyślić. Pan Yang został odstawiony do szpitala psychiatrycznego, więc pewnie będzie miał trochę czasu na przemyślenie swojego czynu.
Pozostaje pytanie, kiedy ktoś w końcu połączy przygodę z pandą z wydarzeniem z Chengdu i ostatecznie ktoś pogryzie tygrysa. Wiedzieliśmy, że czas Spring Festivalu, czyli Chińskiego Nowego Roku, nas nie zawiedzie w temacie występów naszych drugich rodaków podczas zagranicznych wojaży. Grupa piętnastu chińskich turystów została usunięta z pokładu samolotu mającego wylecieć z tajskiego Phuket do Wuhan. Cała sprawa związana była z zajmowaniem miejsc, wybuchła kłótnia, która przerodziła się w dziką walkę. Wyobraźmy sobie rozpierdol na piętnaście osób na pokładzie ‘zwykłego’ samolotu, nie żadnego Dreamlinera. Toż cud, że nie zabili reszty pasażerów. Mimo wielu wzbudzających podziw osiągnięć, takich jak lądowanie na księżycu, Chińczycy nie zdobyli jeszcze sekretnej wiedzy na kilku polach. Jednym z nich jest to, że do samolotu każdy wsiądzie, a nawet będzie siedział! TAK! Każdy! Naprawdę! Oni to liczą i wiedzą, ile osób będzie na pokładzie. Nie, nie każą wam stać, to nie chiński pociąg typu K.
Inna sprawa to szał zakupów bezcłówkowych: nigdy nie widziałem ludzi kupujących takich ilości rzeczy jak Chińczycy. Fajki, perfumy, żarcie, alkohole. Potem lecą pierwsi do samolotu, zajmują tym całkowicie półki na bagaż podręczny i ‘pan tu nie stał’ gotowe. Cieszy nas, że Chińczycy nie dają się pokonać zasadom zdrowego rozsądku, szeroko rozumianych norm społecznych i w sobie właściwym stylu rozpoczęli rok Konia. |
Made in ChinaKroniki obrzydzenia Archiwum
March 2015
Kategorie
All
Jenot Codzienny: Made in China edition | Roma Jenot & Juriusz
Wszelkie prawa zastrzeżone. Wykorzystywanie jakichkolwiek treści, materiałów, zdjęć i grafik bez zgody i wiedzy autorów jest całkowicie zabronione. |