Gdy jakiś rok temu rozważałem odwiedzenie Kazachstanu, to numerem jeden na mojej liście miejsc do odwiedzenia był KarŁag, jeden z największych i najstarszych gułagów. Jakoś tak się złożyło, że zostałem pasjonatem tanatoturystyki i, z racji pewnych zainteresowań systemami totalitarnymi, celuję we wszystkie możliwe obozy, więzienia i katownie. Będąc przy tym pasjonatem Sołżenicyna, KarŁag był na mojej liście przez wiele lat.
- Trochę technikaliów i historii miejsca:
Na miejsce położenia obozu wybrano okolice (współcześnie 20-30km) Karagandy. Założono go już w roku 1931, a w ciągu jego trwania przeszło przez niego ponad milion osób (w rekordowych momentach jednocześnie przebywało tam 66 tysięcy osadzonych). Obejmował ogromne tereny (1780 tys hektarów jeżeli komuś taki rząd wielkości cokolwiek mówi), a osadzeni zajmowali się głównie pracą w rolnictwie i wydobyciu węgla. Jak wiele sowieckich pomysłów nie miało sensu, to ten akurat miał: rozrastający się przemysł w Azji Środkowej potrzebował jedzenia. Ekonomicznie cóż bardziej mogło się opłacać niż zmuszanie ludzi do pracy przy produkcji żywności za procent tego, co wypracowali? Przy okazji szyto ubrania, buty, a nawet futra.
Z bardziej znanych osób nieprzyjemność poznania tego miejsca miał Lew Gumilow i matka Bułata Okudżawy.
KarŁag zamknięto za Chruszczowa, w 1959 roku.
Przy okazji: Ludzie żyjący na wolności też podatek za życie w ZSRR odprowadzili: Genialne posunięcia władz w gospodarce rolnej w latach 1931-1933 doprowadziły do klęski głodu, w wyniku której zginęło prawdopodobnie między 1.5 a 2 milionów Kazachów. Nacjonalizacja ziem i dobrobyt na prowincji zmusiły ludność lokalną do relokacji do miast. Jednym z tych była Karaganda, gdzie przybysze mogli zatrudnić się przy wydobyciu węgla.
KarLag (Karagandskij Lager) był zespołem połączonych ze sobą obozów, podlegających jedynie Moskwie. Współcześnie muzeum mu poświęcone położone jest w miejscowości Dolinka. Trochę ironicznie, mieści się w budynku, w którym kiedyś znajdowało się dowództwo. Samo muzeum jest raczej nowe, w obecnym kształcie otwarto je w maju 2011 roku.
Z racji jego lokalizacji, dostanie się tam nie jest banalne, chociaż nie jest też koszmarnie trudne:
Samo muzeum czynne jest od 10:00 (udało nam się być kilkanaście minut przed otwarciem, obsługa omdlała) i zajmuje wyżej wspomniany, wielki budynek naczelnictwa. 300 KZT za wstęp, 700 za zdjęcia, i można rozpocząć wizytę.
Z racji jego lokalizacji, dostanie się tam nie jest banalne, chociaż nie jest też koszmarnie trudne:
- Najpierw trzeba dotrzeć do Karagandy.
- Potem z dworca kolejowego przejść na autobusowy (ze 30 metrów) i tam odnaleźć interesujący nas peron - pytamy o Dolinkę, żaden KarLag, tego mogą nie znać lub udawać, że nie znają.
- Potem należy poczekać na autobus, który oficjalnie jeździ co 15 minut, więc nasz przyjechał już po jakichś 30.
- Na pokładzie autobusu informujemy wszystkich, że do KarLag, żeby nam powiedzieli kiedy wysiąść.
- Potem tylko jakieś 40 minut przejazdu i wysiadamy przy rozdrożu.
- Stąd możemy sobie poczekać na kolejny autobus lub zapłacić jakiemuś kierowcy kilkaset KZT i zawiezie on nas pod samiutkie muzeum. Ewentualnie można iść na piechotę jakieś 2-3 kilometry.
Samo muzeum czynne jest od 10:00 (udało nam się być kilkanaście minut przed otwarciem, obsługa omdlała) i zajmuje wyżej wspomniany, wielki budynek naczelnictwa. 300 KZT za wstęp, 700 za zdjęcia, i można rozpocząć wizytę.
Wita nas telewizor z przemową pana prezydenta, że do Kazachstanu zsyłano ludzi, ale to nie wina Kazachstanu. Jest to dokładnie ten sam kawałek mowy, którego można było wysłuchać w Alzhirze. Samo muzeum ma formę długiego korytarza z celami po lewej i po prawej, a w każdej z nich jest jakiś kawałek obozowej rzeczywistości.
Jest bardzo dużo Stalina, co oczywiście jest zgodne z prawdą i rzeczywistością. Szkoda jednak, że nie pokuszono się o jakieś przybliżenie odwiedzającym np. komendantury lub strażników, bo o Stalinie można znaleźć informacje absolutnie wszędzie, a o jakimś strażniku z kazachskiego gułagu już nie za bardzo. Idziemy więc podług bardzo bezpiecznej ścieżki, że byli biedni osadzeni i okrutni strażnicy, oczywiście NKWD, którzy pochodzili z kosmosu. Polacy często zżymają się na to, że w II WW brali udział naziści, a nie Niemcy. Podobnie ja się zżymam na to, że w NKWD byli jacyś ludzie bez narodowości, a tak w ogóle to sam Stalin znęcał się nad więźniami w każdym Gułagu. Może ewentualnie Beria mu pomagał, ale cały ten aparat represji w ogóle nie miał żadnych innych aktorów.
Jest bardzo dużo Stalina, co oczywiście jest zgodne z prawdą i rzeczywistością. Szkoda jednak, że nie pokuszono się o jakieś przybliżenie odwiedzającym np. komendantury lub strażników, bo o Stalinie można znaleźć informacje absolutnie wszędzie, a o jakimś strażniku z kazachskiego gułagu już nie za bardzo. Idziemy więc podług bardzo bezpiecznej ścieżki, że byli biedni osadzeni i okrutni strażnicy, oczywiście NKWD, którzy pochodzili z kosmosu. Polacy często zżymają się na to, że w II WW brali udział naziści, a nie Niemcy. Podobnie ja się zżymam na to, że w NKWD byli jacyś ludzie bez narodowości, a tak w ogóle to sam Stalin znęcał się nad więźniami w każdym Gułagu. Może ewentualnie Beria mu pomagał, ale cały ten aparat represji w ogóle nie miał żadnych innych aktorów.
Na pociechę jest niemało o rolnictwie, w tym zdjęcia krów i wołów, które wygrywały konkursy!
Pokazano, że była propaganda jedynego słusznego ustroju i brednie o resocjalizacji, ale niestety, muzeum nigdy nie wchodzi głębiej w temat. Jest rekonstrukcja celi z deskami i słomą, jest piwniczna szaraszka. Jest scena z manekinami więźniów grających na harmoszce i podstępnym agentem za firanką, co ma nam pomóc zrozumieć permanentny nadzór. Jest obozowy szpital, są pokoje przesłuchań. Jest trochę sztuki obozowej, ale głównie tej z ostatnich lat. Jest – znowu! – Stalin i dzieci.
W tym wszystkim nie ma żadnych naprawdę konkretnych, solidnych informacji, których człowiek zainteresowany jakoś tam tematem nie miałby wcześniej. Tak, jasne, że opowieści o miłości Stalina do dzieci ZSRR były bzdurą. Czy ktoś tego nie wie? Wszystko jest na poziomie wybitnie ogólnym.
Z przybliżania rzeczywistości, ludzi budzono o 6 rano, a spać szli o 22. Światło było zawsze włączone.
Wspomniane jest też, że życie nie było jedynie depresją i smutną pracą, że wiele osób potrafiło śpiewać i występować. Oczywiście środki do tego mieli bardzo ograniczone, ale nawet naczalstwo przychodziło ich oglądać.
W tym wszystkim nie ma żadnych naprawdę konkretnych, solidnych informacji, których człowiek zainteresowany jakoś tam tematem nie miałby wcześniej. Tak, jasne, że opowieści o miłości Stalina do dzieci ZSRR były bzdurą. Czy ktoś tego nie wie? Wszystko jest na poziomie wybitnie ogólnym.
Z przybliżania rzeczywistości, ludzi budzono o 6 rano, a spać szli o 22. Światło było zawsze włączone.
Wspomniane jest też, że życie nie było jedynie depresją i smutną pracą, że wiele osób potrafiło śpiewać i występować. Oczywiście środki do tego mieli bardzo ograniczone, ale nawet naczalstwo przychodziło ich oglądać.
Ostatnią salą jest biblioteko-sklepik, gdzie można zakupić sobie niezłą ilość książek na temat, w kilku językach. Ostatecznie pokonał mnie rozmiar bagażu i brak czegoś, co naprawdę by mnie chwyciło. Czytanie danych statystycznych jest męczące, humanistycznie patrząc na sprawę, to nie najważniejsze jest wyliczenie każdego więźnia, ale jak działała sama struktura obozu. Niestety, tego nie ma, wychodzi, że po Stalinie u władzy ludzi nie było, chociaż są spisy więźniów z lat późniejszych i np. wspomnienie buntu z 1954 roku. Nie ma niczego o Chruszczowie, o tym, że chociaż sam KarLag zamknięto w 1959, to ten system represji działał sobie w najlepsze jeszcze przez wiele lat. Jest wpis o tym, że w 1959 roku w Temirtau doszło do lepszego buntu - sprowadzeni z Bułgarii pracownicy mieli o wiele lepsze warunki życia i pracy niż Sowieci, nierzadko pochodzący z innych części ZSRR. Pierwsi mieszkali w budynkach, drudzy w namiotach, co przy tutejszych warunkach pogodowych było pomysłem dość kiepskim. Kolejność na stołówce też była jasna. Pewnego dnia ludzi trafił szlag i rozpoczął się tydzień rozpierdolu, zakończony interwencją wojska i – oficjalnie – 16 zabitymi.
Na wielki plus zaliczyć wypada angielskie opisy ekspozycji. Zdarzają się błędy, ale jest to chyba najlepiej opisane w języku wroga muzeum w kraju.
Na wielki plus zaliczyć wypada angielskie opisy ekspozycji. Zdarzają się błędy, ale jest to chyba najlepiej opisane w języku wroga muzeum w kraju.
Pewnym bonusem są okolice więzienia. Bieda dramatyczna, niektóre budynki, które były barakami są wciąż zamieszkane przez ludzi, z taką różnicą, że teraz mają anteny satelitarne. Przystanek autobusowy cały jest oblepiony ofertami, że „sprzedam nieruchomość w okolicy”. Ceny są śmieszne, a atrakcyjność działki określana jest dystansem do sklepu i szkoły. Jedynym problemem nieruchomości w okolicach Karagandy jest to, że jest to nieruchomość w okolicach Karagandy. Poza tym problemów nie stwierdziliśmy.
Przystanek się sypał, zaś autobus wioskowy przyjechał taki z lat 70-tych. Dotarliśmy do drogi międzymiastowej i na rozstaju dróg czekaliśmy dobre 40 minut (kursuje co piętnaście...) i podziwiali kopalnię węgla w Szachtińsku. Zbiorczo mówi się 'węgiel w Karagandzie', ale dokładniej sprawy ujmując, współcześnie kopalnie są poza Karagandą, wiem, że w Szachtinsku i w Temirtau, ale pewnie jeszcze w paru innych mieścinach. W czasach sowieckich były dosłownie w mieście, ale po wykończeniu ich, miasto relokowano. Rano w autobusie odnieśliśmy wrażenie, że podróżowało z nami wielu górników, powoli łapali kontakt z rzeczywistością po weekendzie w mieście. W drodze powrotnej bus był zawalony ludźmi po sufit, ale dominowały kobiety, więc może w ramach tej zmiany, to górnicze rodziny jechały na niedzielny wieczór wyszaleć się w Karagandzie.
Mimo wszystkich zastrzeżeń wyrażonych powyżej, KarLag to jest niesamowite miejsce. Ze wszystkich rzeczy, które widziałem w Kazachstanie, to było dla mnie zdecydowanie najciekawsze. Jeżeli ktoś nie ma obsesji na punkcie gułagów, to nie będzie rozczarowany, może się i czegoś dowie. W zderzeniu z innymi muzeami, to oferuje najwięcej wrażeń. Nigdy nie czułem się bliżej Sołżenicyna niż w KarŁagu. Nie jest to poziom Auschwitz czy Tuol Sleng, ale z uśmiechem na ustach nie wyjdzie nikt.
Mimo wszystkich zastrzeżeń wyrażonych powyżej, KarLag to jest niesamowite miejsce. Ze wszystkich rzeczy, które widziałem w Kazachstanie, to było dla mnie zdecydowanie najciekawsze. Jeżeli ktoś nie ma obsesji na punkcie gułagów, to nie będzie rozczarowany, może się i czegoś dowie. W zderzeniu z innymi muzeami, to oferuje najwięcej wrażeń. Nigdy nie czułem się bliżej Sołżenicyna niż w KarŁagu. Nie jest to poziom Auschwitz czy Tuol Sleng, ale z uśmiechem na ustach nie wyjdzie nikt.
Tu jest pewna wrzutka mniej związana z samym KarŁagiem, a wybiórczym traktowaniem historii w Kazachstanie. Wspomniane są wydarzenia z 16-19 grudnia 1986 roku, gdy w Ałmatach brutalnie spacyfikowano demonstracje, które sprzeciwiły się usunięciu ze stanowiska Konajewa – Kazacha – i zastąpienia go Giennadijem Kołbinem – Rosjaninem. Ach ten legendarny sowiecki internacjonalizm! Studenci rozpoczęli pokojowe protesty 17 grudnia, ale wkrótce pojawiło się KGB, wojsko, aktyw robotniczy ze sprzętem, a demonstrujących określono mianem nacjonalistów, narkomanów i alkoholików. Przemówił tam nawet obecny pan prezydent, nakłaniał młodzież do rozejścia się. To jednak kawał rewolucjonisty zawsze był. Po odzyskaniu niepodległości powołano nawet komisję, która miała wyjaśnić jego rolę w zajściach, ale rozwiązano ją zanim cokolwiek opublikowała. Liczbę ofiar szacuje się na jakieś 280 osób. Wielu protestujących wywożono za miasto, zabierano im buty i życzono miłego spaceru.
Dlaczego wspominają o tym w KarŁagu? Może żeby pokazać pewną ciągłość represji systemu sowieckiego i sprawić, że pomyślimy sobie, że oni tu tak ciężko mieli, jak nie obozy, to mordowanie niewinnych w stolicy.
Oczywiście o roli pana prezydenta w tym wszystkim nie ma ani słowa. Po odzyskaniu niepodległości niemal wszystkich uniewinniono i uznano za ofiary represji. Jednak paru osobom solidnie zjebano życie, a jakaś władza nie wykazała wielkiego entuzjazmu do zadośćuczynienia biorącym udział w tym bezprecedensowym wydarzeniu.
Dlaczego wspominają o tym w KarŁagu? Może żeby pokazać pewną ciągłość represji systemu sowieckiego i sprawić, że pomyślimy sobie, że oni tu tak ciężko mieli, jak nie obozy, to mordowanie niewinnych w stolicy.
Oczywiście o roli pana prezydenta w tym wszystkim nie ma ani słowa. Po odzyskaniu niepodległości niemal wszystkich uniewinniono i uznano za ofiary represji. Jednak paru osobom solidnie zjebano życie, a jakaś władza nie wykazała wielkiego entuzjazmu do zadośćuczynienia biorącym udział w tym bezprecedensowym wydarzeniu.
Szkoda jeszcze, że nie ciągną tego nieco dalej, bo w roku 2011 podobnie krwawo stłumiono protesty Żangaozen, stutysięcznym miasteczku. Trwały one od maja, a do pacyfikacji doszło dokładnie w 25-lecie wydarzeń z Ałmat. Dokładnych danych brak, ale prawdopodobnie zginęło 45 osób, a około 1000 zostało rannych. Aresztowanych torturowano, nawet ze skutkiem śmiertelnym. Powody zamieszek? Niezadowolenie społeczne, w tym głównie fakt, że zarobki Kazachów były niższe niż obcokrajowców.
Na wiosnę 2016 roku w Ałmatach, Astanie i Karagandzie odbywały się protesty ludzi niezadowolonych z reformy dotyczącej własności ziemskich - otóż lata temu zachęcano etnicznych Kazachów mieszkających na terenach Rosji, aby wrócili oni do swojej ojczyzny, a w zamian nadawano im ziemię na południu kraju, gdzie klimat jest w miarę łagodny i można zajmować się rolnictwem. Tymczasem w 2016 roku władze uznały, że tę ziemię teraz odbiorą, a w zamian podarują repatriantom ziemie na północy Kazachstanu, gdzie od września do czerwca są temperatury na solidnym minusie. Do tego reforma przewiduje możliwość sprzedaży ziemi obcokrajowcom, mając na myśli głównie kraj sąsiedzki, czyli Chiny. Oczywiście protesty nie spodobały się włodarzom i aresztowano kilkadziesiąt osób, w tym dwóch reporterów Reutersa.
Ciekawe dlaczego o tych wydarzeniach nie ma ani słowa? Mielibyśmy jeszcze lepszą ciągłość dyktatury i systemu represji w Kazachstanie niż tylko 1986! Jednak dobrze wiedzą, że przeciętny turysta nie ma o tym pojęcia. Tym bardziej zorientowanym niestety w ten nieco subtelny sposób zagadzają refleksyjny nastrój związany z wizytą w KarŁagu.
Na wiosnę 2016 roku w Ałmatach, Astanie i Karagandzie odbywały się protesty ludzi niezadowolonych z reformy dotyczącej własności ziemskich - otóż lata temu zachęcano etnicznych Kazachów mieszkających na terenach Rosji, aby wrócili oni do swojej ojczyzny, a w zamian nadawano im ziemię na południu kraju, gdzie klimat jest w miarę łagodny i można zajmować się rolnictwem. Tymczasem w 2016 roku władze uznały, że tę ziemię teraz odbiorą, a w zamian podarują repatriantom ziemie na północy Kazachstanu, gdzie od września do czerwca są temperatury na solidnym minusie. Do tego reforma przewiduje możliwość sprzedaży ziemi obcokrajowcom, mając na myśli głównie kraj sąsiedzki, czyli Chiny. Oczywiście protesty nie spodobały się włodarzom i aresztowano kilkadziesiąt osób, w tym dwóch reporterów Reutersa.
Ciekawe dlaczego o tych wydarzeniach nie ma ani słowa? Mielibyśmy jeszcze lepszą ciągłość dyktatury i systemu represji w Kazachstanie niż tylko 1986! Jednak dobrze wiedzą, że przeciętny turysta nie ma o tym pojęcia. Tym bardziej zorientowanym niestety w ten nieco subtelny sposób zagadzają refleksyjny nastrój związany z wizytą w KarŁagu.