Normalna lekcja, z grupą którą znasz, to jazda na rowerze. Czasem z ramą z włókna szklanego, czasem żeliwną, a czasem coś na przerzutkach nie działa. Jednak rower się toczy, pedałujesz i przemieszczasz się do przodu, szybciej lub wolniej.
Cover to jazda na rowerze, który nie ma w ogóle przerzutek, ale za to ma zjebane hamulce. Nie ma powietrza w jednym kole, ma natomiast luzy na kierownicy. Musisz na nim jeździć w deszczu i gradzie, do tego to na piaszczystym podłożu, a jak już wydaje ci się, że umiesz się nim przemieszczać, to przychodzi wąsaty Wasyl i zasadza ci kopa w krocze, żeby zobaczyć, czy i po tym dasz sobie radę. No więc jakoś dajesz sobie radę, i jakoś nie spadasz, ale komfort związany z podróżowaniem trudno ci ocenić przesadnie wysoko. I jak tego wąsatego Wasyla masz raz na miesiąc, a może nawet raz na tydzień, to z tym w miarę żyjesz. Problem zaczyna się kiedy zamiast jakiegokolwiek roweru, znacznie częściej dostajesz samego Wasyla i cios w torbę.
Cover to jazda na rowerze, który nie ma w ogóle przerzutek, ale za to ma zjebane hamulce. Nie ma powietrza w jednym kole, ma natomiast luzy na kierownicy. Musisz na nim jeździć w deszczu i gradzie, do tego to na piaszczystym podłożu, a jak już wydaje ci się, że umiesz się nim przemieszczać, to przychodzi wąsaty Wasyl i zasadza ci kopa w krocze, żeby zobaczyć, czy i po tym dasz sobie radę. No więc jakoś dajesz sobie radę, i jakoś nie spadasz, ale komfort związany z podróżowaniem trudno ci ocenić przesadnie wysoko. I jak tego wąsatego Wasyla masz raz na miesiąc, a może nawet raz na tydzień, to z tym w miarę żyjesz. Problem zaczyna się kiedy zamiast jakiegokolwiek roweru, znacznie częściej dostajesz samego Wasyla i cios w torbę.
Szczęśliwie, w swym geniuszu uwalania nas coverami, nasi dzierżawcy sami się wyruchali. Czasem pijąc herbatę z koleżanką zastanawialiśmy się dlaczego nagle postanowiono nam płacić za nicnierobienie, natomiast jej, na godzinach, aż za 28 lekcji. Miewałem wrażenie, że dziwiła się, że się na nią nie wściekałem, parę razy mi się spowiadała i wręcz przepraszała. Po pewnym czasie frustracji z tym związanej, wpłynąłem na suchego przestwór oceanu.
I nie wyszedłem na tym źle.
Do końca kontraktu nie przepracowałem 24 godzin tygodniowo. Bywały tygodnie, że tylko te 14,6, bardzo rzadko dotykałem dwudziestu.
I nie wyszedłem na tym źle.
Do końca kontraktu nie przepracowałem 24 godzin tygodniowo. Bywały tygodnie, że tylko te 14,6, bardzo rzadko dotykałem dwudziestu.
I dlaczego odchodzić z takiej cudownej pracy, gdzie płacą za nic?
Zdarzył mi się cover o 9:30 rano. Zdarzył mi się i cover do 21:30. Cover o 9:30 znaczył wstanie o 7. Cover do 21:30 znaczył osiągnięcie domu o jakiejś 22:30. Moje życie to nie tylko moja praca. Chcę móc zaplanować co, gdzie i kiedy robię. Kino, basen, jakieś spotkanie ze znajomymi, jakaś wystawa, jakiś Memoriał. Nasz pracodawca dołożył starań, żebyśmy nie mogli mieć życia poza pracą. No i nie mogliśmy. Nie wiem, czy ktoś się tam strasznie podniecił tym faktem i komuś zrobiło się od tego lepiej, ale wiem, że nasze życie stało się nie do życia. Jest tylko jeden problem: tak jak owce strzyże się wielokrotnie, tak ogolić można je tylko raz – tak więc i taki numer można ludziom zrobić tylko raz.
Zdarzył mi się cover o 9:30 rano. Zdarzył mi się i cover do 21:30. Cover o 9:30 znaczył wstanie o 7. Cover do 21:30 znaczył osiągnięcie domu o jakiejś 22:30. Moje życie to nie tylko moja praca. Chcę móc zaplanować co, gdzie i kiedy robię. Kino, basen, jakieś spotkanie ze znajomymi, jakaś wystawa, jakiś Memoriał. Nasz pracodawca dołożył starań, żebyśmy nie mogli mieć życia poza pracą. No i nie mogliśmy. Nie wiem, czy ktoś się tam strasznie podniecił tym faktem i komuś zrobiło się od tego lepiej, ale wiem, że nasze życie stało się nie do życia. Jest tylko jeden problem: tak jak owce strzyże się wielokrotnie, tak ogolić można je tylko raz – tak więc i taki numer można ludziom zrobić tylko raz.
Wiśnią na tym torcie (wiśnie w Rosji są zazwyczaj importowane z innych krajów i bardzo drogie) stały się negocjacje kontraktu. Pewnego grudniowego dnia otrzymałem maila w temacie. Wiadomość ta oczywiście była bardzo ładna i empatyczna ('być może chcesz nieco urlopu zanim podpiszesz nowy kontrakt?'), bo przecież nagle się obudziliście, że mnie już tego cyrografu tak wiele nie zostało. No fajny template macie, tylko szkoda, że nie oferujecie NIC. Więc ja na to nic - a nie miałem najlepszego dnia w życiu - odpisałem z pytaniem jak też nasza firma planuje odpowiedzieć na oficjalnie 12% , a mniej oficjalnie 20% inflację. Na to, że mimo siedzenia tu drugi rok i tego, że jasno określałem, co, gdzie i kiedy chcę, to ja mam zapierdol po całej Moskwie zamiast normalnych godzin pracy w szkołach blisko domu.
Dowiedziałem się więc, że wszyscy współdzielimy tę samą ekonomiczną rzeczywistość i że z tej okazji podwyżek nie będzie. Na moje chamskie pytania o rozkład zajęć, dowiedziałem się, że będzie, jak będzie. Może mi dadzą te majestatyczne 24 godziny w szkole koło domu, ale może mi ich nie dadzą. A jak mi się nie podoba, to mam problem, w domyśle: nie jestem natywem i robią mi łaskę, że mogę w ogóle pracować, w domyśle: próbuj gnoju szczęścia gdzie indziej, niewdzięczny bucu!
Ja tego maila wysłałem do znajomych. Bo po prostu chciałem im pokazać jak działa jedna z największych szkół językowych na tej planecie. I jedna z najdroższych. Jak wyglądają tak zwane 'negocjacje kontraktu', kiedy z pozycji siły po prostu rzuca ci się w pysk papier gorszy od poprzedniego. Kocham tę nowomowę - ‘negocjacje kontraktu’. W podobny sposób negocjacje prowadzi krokodyl z rybami. Tyle, że w tym wypadku mogliśmy odpłynąć.
Dowiedziałem się więc, że wszyscy współdzielimy tę samą ekonomiczną rzeczywistość i że z tej okazji podwyżek nie będzie. Na moje chamskie pytania o rozkład zajęć, dowiedziałem się, że będzie, jak będzie. Może mi dadzą te majestatyczne 24 godziny w szkole koło domu, ale może mi ich nie dadzą. A jak mi się nie podoba, to mam problem, w domyśle: nie jestem natywem i robią mi łaskę, że mogę w ogóle pracować, w domyśle: próbuj gnoju szczęścia gdzie indziej, niewdzięczny bucu!
Ja tego maila wysłałem do znajomych. Bo po prostu chciałem im pokazać jak działa jedna z największych szkół językowych na tej planecie. I jedna z najdroższych. Jak wyglądają tak zwane 'negocjacje kontraktu', kiedy z pozycji siły po prostu rzuca ci się w pysk papier gorszy od poprzedniego. Kocham tę nowomowę - ‘negocjacje kontraktu’. W podobny sposób negocjacje prowadzi krokodyl z rybami. Tyle, że w tym wypadku mogliśmy odpłynąć.
Na tę chwilę (a nawet do końca kontraktu) miałem dokładnie 0 spóźnień, 0 odwołanych lekcji, 0 dni chorobowego, 0 skarg, a nawet jakieś pochwały od uczniów i ich rodziców. Statystyka ta wynikała w solidnej mierze ze szczęścia, nie z mojego geniuszu (chociaż znam ludzi, którzy skargi zbierali dość często).
I czemu w to nie brnąć? Płacą za 24, a robisz 14, góra 20? Toż luksusy!
Jedne z pierwszych wielkich zakupów jakie zrobiłem w sieci Billa wyszły mnie około 860 rubli. W rok później plus minus taki sam koszyk wychodził pod 1200 rubli. Bardzo wiele rzeczy w Rosji podrożało, najbardziej drastyczne przypadki to fajki (Chesterfield Lights - z 67 na 100) i mleko (z okolic 30 do okolic 50). Jeszcze na etapie lata 2016 nie było źle, ale już koło grudnia, wszystko wieszczyło katastrofę. Nasza główna obawa, kurs rubla do EUR lub USD, nie była problemem, kurs szedł nieźle. Problemem było, ile wydajemy na życie. A wydawaliśmy coraz więcej. Nie widziałem tego ujęcia w polskich mediach, a sprawy mają się tak, że ludzie w Rosji kupują najtańsze co się da. W luksusowej sieci Azbuka Wkusa rzadko widuje się kogokolwiek, za to w dyskoncie Billa kolejki bywały i na 10 minut.
I czemu w to nie brnąć? Płacą za 24, a robisz 14, góra 20? Toż luksusy!
Jedne z pierwszych wielkich zakupów jakie zrobiłem w sieci Billa wyszły mnie około 860 rubli. W rok później plus minus taki sam koszyk wychodził pod 1200 rubli. Bardzo wiele rzeczy w Rosji podrożało, najbardziej drastyczne przypadki to fajki (Chesterfield Lights - z 67 na 100) i mleko (z okolic 30 do okolic 50). Jeszcze na etapie lata 2016 nie było źle, ale już koło grudnia, wszystko wieszczyło katastrofę. Nasza główna obawa, kurs rubla do EUR lub USD, nie była problemem, kurs szedł nieźle. Problemem było, ile wydajemy na życie. A wydawaliśmy coraz więcej. Nie widziałem tego ujęcia w polskich mediach, a sprawy mają się tak, że ludzie w Rosji kupują najtańsze co się da. W luksusowej sieci Azbuka Wkusa rzadko widuje się kogokolwiek, za to w dyskoncie Billa kolejki bywały i na 10 minut.
Jakiekolwiek lepsze alkohole szły z cenami w kosmos, tylko wódka stała niemal w miejscu. Wódka to wspaniała rzecz, ale obawiam się, że nie można jej spożywać zamiast bardziej klasycznego jedzenia. Co lepsze, piwa zaczęły mieć pojemność 450 ml przy cenie za 500 ml. Bary, lokale, koncerty, nawet muzea – w swej tendencji wzrostowej ceny nie miały wstydu ani umiaru. Również nasza szkoła nie krępowała się podnosząc opłaty. Niestety, nigdy nie miałem dostępu do finansów szkoły jako całej, ani poszczególnych placówek, ale nie wiem, czy się nie wyruchali. Jedna rzecz dawała nam do myślenia.
Za pracę w święta narodowe płacono nam podwójnie. Lekcji w te dni nienawidzili nauczyciele, administracja, uczniowie i ich rodzice. Jednak nawet za cenę wkurwienia klientów i pracowników, zmuszano ich do przyjścia na zajęcia (albo przynajmniej zapłacenia za nie). Nam płacono 200%. Czyli takie coś się opłacało. Wiem dobrze jaka była moja stawka za prywatnych uczniów. Wiem ile płacili nasi. Kilka razy liczyliśmy to sobie z paroma administratorami.
NIE BYŁO TAKIEGO CHUJA, ŻEBY NAM NIE MOGLI PŁACIĆ DWA RAZY WIĘCEJ!
W pewnych kalkulacjach wyszło nam, że nie dostajemy nawet 20% pieniędzy, które przynosimy szkole. Ja rozumiem, że od czerwca do września jest martwy sezon (chociaż są obozy), różne koszta ukryte, których nie znam. Chociaż nie wiem jakie, promocja, której nigdy nie było? Bo nasza szkoła promuje się swoją rewelacyjną opinią pośród ludzi i wie, że oni polecą ją znajomym? Dział IT, do którego się nikt nie odzywał, bo po co, chyba, żeby człowieka opierniczyli. Nowe technologie, czyli komputery czasem nawet dziesięcioletnie? A może szałowe pieniądze szły na sprzątaczki, które skarżyły się, że im się nie płaci? Czy też na luksusowy papier toaletowy (zazwyczaj drugi najtańszy, no żeby nie ten najbiedniejszy) i mydło w kiblu, których czasem brakowało i po składkę na które nachodziły nas sąsiednie biura?
Gdy przeliczyliśmy to bardzo bizantyjsko, to i tak wychodziło nam, że dobre 50% przychodu szkoły, to czysty zysk. Zarówno my, jak i wielu administratorów doszliśmy do wniosku, że może wystarczy już tego radosnego wyzysku. Że było po chuju kurwa, ale poświęcanie większości życia na robienie pieniędzy dla kogoś innego nas nie kręci. Jeszcze może by nas utrzymało, gdyby nasz udział w kopiejce był rozsądny. Nie był. Pewnie byśmy to wytrzymali, gdybyśmy mogli mieć względnie łatwe życie i przyjemny podział godzin. Nie mieliśmy. Dlatego też nie podpisaliśmy kolejnego kontraktu. Wielu naszych znajomych również nie.
Za pracę w święta narodowe płacono nam podwójnie. Lekcji w te dni nienawidzili nauczyciele, administracja, uczniowie i ich rodzice. Jednak nawet za cenę wkurwienia klientów i pracowników, zmuszano ich do przyjścia na zajęcia (albo przynajmniej zapłacenia za nie). Nam płacono 200%. Czyli takie coś się opłacało. Wiem dobrze jaka była moja stawka za prywatnych uczniów. Wiem ile płacili nasi. Kilka razy liczyliśmy to sobie z paroma administratorami.
NIE BYŁO TAKIEGO CHUJA, ŻEBY NAM NIE MOGLI PŁACIĆ DWA RAZY WIĘCEJ!
W pewnych kalkulacjach wyszło nam, że nie dostajemy nawet 20% pieniędzy, które przynosimy szkole. Ja rozumiem, że od czerwca do września jest martwy sezon (chociaż są obozy), różne koszta ukryte, których nie znam. Chociaż nie wiem jakie, promocja, której nigdy nie było? Bo nasza szkoła promuje się swoją rewelacyjną opinią pośród ludzi i wie, że oni polecą ją znajomym? Dział IT, do którego się nikt nie odzywał, bo po co, chyba, żeby człowieka opierniczyli. Nowe technologie, czyli komputery czasem nawet dziesięcioletnie? A może szałowe pieniądze szły na sprzątaczki, które skarżyły się, że im się nie płaci? Czy też na luksusowy papier toaletowy (zazwyczaj drugi najtańszy, no żeby nie ten najbiedniejszy) i mydło w kiblu, których czasem brakowało i po składkę na które nachodziły nas sąsiednie biura?
Gdy przeliczyliśmy to bardzo bizantyjsko, to i tak wychodziło nam, że dobre 50% przychodu szkoły, to czysty zysk. Zarówno my, jak i wielu administratorów doszliśmy do wniosku, że może wystarczy już tego radosnego wyzysku. Że było po chuju kurwa, ale poświęcanie większości życia na robienie pieniędzy dla kogoś innego nas nie kręci. Jeszcze może by nas utrzymało, gdyby nasz udział w kopiejce był rozsądny. Nie był. Pewnie byśmy to wytrzymali, gdybyśmy mogli mieć względnie łatwe życie i przyjemny podział godzin. Nie mieliśmy. Dlatego też nie podpisaliśmy kolejnego kontraktu. Wielu naszych znajomych również nie.
Najpiękniejsze wywałowanie uczciwego i porządnego człowieka widzieliśmy w lutym. Nasz kolega z UK kończył kontrakt. Zaoferowano mu kolejny ‘na takich samych warunkach jak poprzedni, na kolejne trzy miesiące’. Podpisał jakieś przedłużenie.
Dopiero trochę potem zrozumiał, co podpisał: nie przybywało mu urlopu, nie zwiększał mu się bonus końcowy. W końcu ‘na takich warunkach jak poprzedni’. Gdy przyniósł tę opowieść, usiedliśmy i doszliśmy do jednego możliwego wniosku: niektóre firmy po prostu nie powinny istnieć. Jeszcze nigdy tak wielu nie było wyzyskiwanych przez tak niewielu. Jeżeli jeszcze człowiek pracuje w jakiejś korporacyjnej świnioubijni, to w miarę wie czego się spodziewać. Ale szkoła językowa, pełna książek promujących dobroć, empatię, równe szanse i odwołująca się do wartości takich, jak pomaganie słabszym i rozumienie innych kultur?
Obawiam się, że nigdy w życiu nie uda mi się dowiedzieć jednego: co pani, która podsuwa do podpisania taki kontrakt ciężko pracującemu chłopakowi potem czuje. Jest z siebie dumna? Opowiada potem rodzinie przy niedzielnym obiedzie, że jest bardzo dobrym pracownikiem, bo wyruchała kogoś na kilka tysięcy rubli? A tamci klepią ją po plecach i mówią “Boziu, córuś, jakaś ty zdolna, jacy my z tatem z ciebie dumni! Ale ty se dajesz radę w tej Moskwie!”. Potem idzie zapalić albo napić się kawy i mówi koleżankom: „Ale go zrobiłam! Nasza firma zarobi o parę tysięcy rubli, to nawet nie będzie promil dochodu. Chłopak straci z dobre 20% za każdy ten miesiąc. Patrzcie, tak się to robi! A wy kogo dzisiaj zerżnęłyście i na ile?”.
Wzruszało wielkie zdziwienie, które panowało, gdy ludzie odchodzili. To po prostu szok, może próbujcie ruchać ludzi jeszcze bardziej, więcej i brutalniej! Może dałoby się ich nieco bardzo upokorzyć? Nieco częściej im przypominać, że MUSZĄ coś zrobić? Jak tak zrobicie, to wtedy ludzie będą zostawać na lata.
26 grudnia 1991 roku rozwiązano Związek Radziecki, a raczej ZSRR padło. Na etapie roku 2017 jeszcze nie wszyscy w Rosji to zrozumieli i próbowali grać kartami z talii Chruszczowa i Breżniewa. Przegapili tylko, że wiele osób postanowiło odejść od stolika.
Dopiero trochę potem zrozumiał, co podpisał: nie przybywało mu urlopu, nie zwiększał mu się bonus końcowy. W końcu ‘na takich warunkach jak poprzedni’. Gdy przyniósł tę opowieść, usiedliśmy i doszliśmy do jednego możliwego wniosku: niektóre firmy po prostu nie powinny istnieć. Jeszcze nigdy tak wielu nie było wyzyskiwanych przez tak niewielu. Jeżeli jeszcze człowiek pracuje w jakiejś korporacyjnej świnioubijni, to w miarę wie czego się spodziewać. Ale szkoła językowa, pełna książek promujących dobroć, empatię, równe szanse i odwołująca się do wartości takich, jak pomaganie słabszym i rozumienie innych kultur?
Obawiam się, że nigdy w życiu nie uda mi się dowiedzieć jednego: co pani, która podsuwa do podpisania taki kontrakt ciężko pracującemu chłopakowi potem czuje. Jest z siebie dumna? Opowiada potem rodzinie przy niedzielnym obiedzie, że jest bardzo dobrym pracownikiem, bo wyruchała kogoś na kilka tysięcy rubli? A tamci klepią ją po plecach i mówią “Boziu, córuś, jakaś ty zdolna, jacy my z tatem z ciebie dumni! Ale ty se dajesz radę w tej Moskwie!”. Potem idzie zapalić albo napić się kawy i mówi koleżankom: „Ale go zrobiłam! Nasza firma zarobi o parę tysięcy rubli, to nawet nie będzie promil dochodu. Chłopak straci z dobre 20% za każdy ten miesiąc. Patrzcie, tak się to robi! A wy kogo dzisiaj zerżnęłyście i na ile?”.
Wzruszało wielkie zdziwienie, które panowało, gdy ludzie odchodzili. To po prostu szok, może próbujcie ruchać ludzi jeszcze bardziej, więcej i brutalniej! Może dałoby się ich nieco bardzo upokorzyć? Nieco częściej im przypominać, że MUSZĄ coś zrobić? Jak tak zrobicie, to wtedy ludzie będą zostawać na lata.
26 grudnia 1991 roku rozwiązano Związek Radziecki, a raczej ZSRR padło. Na etapie roku 2017 jeszcze nie wszyscy w Rosji to zrozumieli i próbowali grać kartami z talii Chruszczowa i Breżniewa. Przegapili tylko, że wiele osób postanowiło odejść od stolika.