Według noty wydawcy lektura tej książki jest konieczna by zrozumieć Chiny. Oddajmy głos wydawnictwu Muza:
"Obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć przeszłość, teraźniejszość i przyszłość Chin, epicka opowieść o podbojach i kataklizmach, które wstrząsały państwem chińskim przez ponad trzy tysiące lat, analiza dziejów Chin oraz ich relacji ze światem na tle historii Wielkiego Muru."
Uwielbiam takie teksty, w jakichś 90 % przypadków gwarantują one, że dzieło będzie o wszystkim i niczym, na dodatek chaotyczne, a przy tym prezentowało będzie pełną galerię wszystkich możliwych uproszczeń. Panuje jakaś obsesja z tym rozumieniem różnych krajów, a już szczególnie dalekich, takich jak Chiny czy Japonia. Ponad 25 lat mieszkałem w Polsce i nie zrozumiałem tego kraju, a gdy mówimy o bycie politycznym rozmiarów Chin, to nie wiem jak mielibyśmy go zrozumieć, którą część? Szanghaj czy wioski na zadupiu w Syczuanie? Intelektualistę z Pekinu czy rolnika z Shaanxi? Jedno wielkie reklamowe sranie dla naiwnych, którzy chcą wszystko za darmo i bez wysiłku, po jednej książce rozumiemy Chiny, po drugiej Japonię, a po trzeciej cały świat i już nigdy nie będziemy musieli czytać niczego więcej.
Autorka wymyśliła sobie taką koncepcję: Wielki Mur Chiński jako symbol Chin, jako najważniejsza część chińskiej historii, składowa mentalności od tysięcy lat plus czynnik determinujący społeczeństwo i stosunki z obcymi krajami. Uznała też, że nada dziejom budowli bardziej ludzki wymiar zbierając świadectwa robotników, władców i poetów na temat. Pomysł dość karkołomny, bo mówimy o jakichś skromnych 3000 lat dziejów terenów dość rozległych. Skupienie ich wokół kwestii Muru miało uczynić ją bardziej zrozumiałą. Oczywiście, że to się nie udało, popłyniemy z nazwiskami i imionami jeszcze zanim dojedziemy do 30% dzieła. Jeżeli ktoś nie zna dość dobrze geografii Chin współczesnych i dawnych, tym bardziej będzie czuł się zagubiony. Po dość dobrym starcie sprawa udupia się w szczegółach, które zapewne dla pasjonatów tematu są fascynujące (a jeszcze bardziej znane), ale ‘normalnemu’ odbiorcy siada pała, gdy czyta o kolejnej rebelii w jakimś VII wieku, kolejnym cesarzu, który tam kogoś wykastrował i powiesił na suchej gałęzi. A za chwilę kolejnym. A ci przenieśli stolicę tu, a ci tam, a potem byli Mongołowie, potem Chiny się rozrosły, zmalały, wygrały, przegrały - i tak to leci. Co jakiś czas wrzucony jest jakiś liryk lub fragment z literatury, który wspomina o Murze, najczęściej zapiski jakichś biedaków, którzy na nim służyli i przeklinali na czym świat i Mur stoją.
Czekałem aż dojdzie do wieku XX, ale tu czekało rozczarowanie: jest bardzo, bardzo niewiele z historii najnowszej. Można powiedzieć, że wiele się wtedy w sprawie Muru nie działo, więc dlatego, ale znowu omawiając dzieje wcześniejsze autorka nie miała oporów opisywać rzeczy równie mało z Murem związane, często jadąc analogią, że był mur psychiczny, embargo handlowe, zamknięcie kraju. Tu to dopiero lata 1949-1979 są wdzięczne dla tematu, a tam niestety tzw. lekka pizda, wiele się nie dowiemy, na Murze był Nixon i tyle. Potem następuje przeskok do dziejów internetu i opisywanie chińskiego firewalla jako kontynuatora tradycji wznoszenia murów, co jest chyba najciekawszą częścią dzieła.Powtórzę: jeżeli ktoś interesuje się tematem, to zapewne zna większość tych faktów (plus o wiele więcej, no ja o XX wieku bym sobie bardziej poszalał). Jeżeli się nie zna, to się pogubi, zamęczy i zniechęci. Przysięgam, poza paroma anegdotami, nie zapamiętałem zbyt wiele z tego dzieła. Obawiam się, że lektura dzieła nie sprawi, że zrozumiecie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość Chin. Jeżeli kogoś dziko fascynuje Wielki Mur, to może się za to brać, ale dla większości ludzi lepszy będzie pokaźnych rozmiarów kosz kaczych głów.